Każdy z nas w życiu ma taki moment raz na jakiś czas, gdy ma serdecznie wszystkiego dość. Wyładowanie emocjonalne jest tak silne, że nerwy puszczają, a rozsądek schodzi na dalszy plan. Kiedy zaś dowiadujemy się, że pracy jest jeszcze więcej niż przypuszczaliśmy, że sprawy piętrzą się, a wizja upragnionego urlopu oddala się w przestrzeń bliżej nieokreśloną, wtedy najmniejsza uwaga może spowodować wybuch. Krzyczymy, płaczemy, obwiniamy innych i skarżymy się na nich. Nierzadko przechodzi nam nawet przez myśl, by zerwać dotychczasową posadę.
Czy jest to jednak dobra droga?
Chyba nie, tym bardziej, że po jakimś czasie zawsze przychodzi refleksja i wyciąganie wniosków ze zdarzenia. Nagle okazuje się, że tajemnicza niszczycielska siła przyszła zupełnie znikąd i to z natężeniem tak wielkim, że w końcowym rozrachunku doprowadza to do wyczerpania i bezradności. Pojawiają się też pytania o sens całego zajścia oraz o to jak w razie potrzeby w przyszłości zapobiegać podobnym atakom. Rozumiemy już, że istotą trudnych sytuacji jest w głównej mierze destabilizacja emocjonalna, czyli wygaszanie zdrowego rozsądku na rzecz namiętności, którym pozwalamy sobą zawładnąć.
W tym kontekście zbawienna może okazać się wiedza na temat „niskiej i wysokiej drogi reagowania”, które w pierwszym przypadku zakładają bezrefleksyjne reagowanie na bodźce, a w drugim zaś pomiędzy bodźcem i reakcją jest jeszcze czas na zastanowienie. Paradoksalnie jest to bardzo proste, a wręcz intuicyjne, gdyż nawet dzieci są w stanie to rozpoznać. Wszystko sprowadza się do tego, że gdy człowiek działa w stresie jego decyzje i działania nie są tak dobre i klarowne jak w sytuacji bezstresowej, a w drugim przypadku dodatkowo dobre dla otoczenia. Mimo wszystko jak pokazuje życie teoria nijak ma się do praktyki zaś wiedza może okazać się pusta, jeśli nie ma poparcia w rzeczywistości. W tym konkretnym przypadku, jeśli nie da się jej odnieść do panujących warunków i wykorzystać dla wspólnego dobra. Pocieszające jest jednak to, że wszystkiego można się nauczyć.
Na początku wypadałoby zrozumieć, że między złością a bezradnością nie ma praktycznie żadnej różnicy. Są to często dwie strony tej samej monety. Złość wywodzi się z myślenia, że coś jest nie tak z ogółem, a bezradność podpowiada z kolei, że coś jest nie tak z nami. Tak czy siak oba te stany pojawiają się w momencie sporej nierównowagi emocjonalnej. Równowaga zaś musi w nas być i to bez dwóch zdań. Wszak to ona napędza naszą samorealizację tak ważną w procesie rozwoju człowieka, a co za tym idzie wyzwalającą w nim potrzeby dające impuls do działania. Wśród nich są chociażby podstawowe potrzeby fizjologiczne i rosnąco te dotyczące samorozwoju. Natomiast w momencie, gdy rozwój, którejś z nich jest zaniechany pojawia się automatycznie uczucie znużenia, rozdrażnienia, irytacji i zniecierpliwienia. Właśnie wtedy przyjmując schemat działania bodziec -reakcja nasze działania mogą stać się gwałtowne i nieprzemyślane, a w ostatecznym rozrachunku możemy ich nawet żałować. Dlatego chodzi o to, żeby umieć zachować w sobie element świadomego wyboru zachowania w apogeum kryzysu emocjonalnego – z pewnością, jeśli nie emocje, to zachowamy dobre imię i tak zwaną „twarz”.
Szanujmy zatem swoje emocje, ponieważ one też mają swoją wytrzymałość i niezaspokajane przez dłuższy czas mogą okazać się destrukcyjne zarówno dla nas jak i dla otoczenia. Ich narastanie coraz większe ciśnienie, a w konsekwencji po prostu olbrzymią eskalację. Pojawia się złość, która ma za zadania poinformować nas o tkwiącym wewnątrz problemie koniecznym do rozwikłania. Szczęście, jeśli uda nam się w porę zareagować, bo gdy zbagatelizujemy sprawę w kluczowym momencie, może się potem okazać, że straciliśmy jedyny moment na zapoznanie się z własnymi potrzebami, a taka sytuacja będzie cyklicznie powracać prowadząc do narastania frustracji oraz przeświadczenia, że jesteśmy ludźmi „gorszego sortu”. Przy czym taka złość może wcale nie wynikać bezpośrednio z obecnej sytuacji, a być wynikiem zadr z dzieciństwa, gdy rodzice na przykład faworyzowali rodzeństwo w związku z czym młodsze, albo chorowite było traktowane lepiej co z czasem zaczęło z premedytacją wykorzystywać.
Niestety są to bardzo częste sytuacje w wielu rodzinach, ponieważ rodzice nawet pomimo wykształcenia nie są w stanie zahamować w sobie pewnych postaw i zrozumieć, że z pozoru błahe „Daj spokój on/ona jest młodszy” może rzutować na dalsze życie dziecka, które coś takiego słyszy. W konsekwencji prowadzi to do sytuacji, gdy poszkodowane dziecko traci możliwość emocjonalnego zaspokojenia potrzeby szacunku, bezpieczeństwa i docenienia w gronie rodzinnym i bardzo często zaczyna szukać go na zewnątrz co jak pokazuje życie staje się brzemienne w skutkach. Koło się jednak zamyka, ponieważ to na dziecko spada odpowiedzialność za całe zdarzenie, gdyż rodzic nawet nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, że zachowanie latorośli może być konsekwencją jego błędów wychowawczych poczynionych we wcześniejszych latach. Sama latorośl natomiast o ile nie uda się wcześniej po pomoc do specjalisty, tak na dalszym etapie życia będzie reagować na każdą drobną uwagę jak na zniewagę, ponieważ jej nadwrażliwy system alarmowy nie będzie w stanie prawidłowo zidentyfikować na przykład zwykłego polecenia służbowego poczytując je sobie jak co najmniej zniewagę. Nie da się jednak zdusić w powijakach ani życia prywatnego ani zawodowego, ponieważ stanowią one o nas samych. Toteż najlepiej od razu załatwiać takie sprawy, kiedy się pojawią zamiast czekać do wybuchu agresji, który może okazać się brzemienny w skutkach.
Reasumując działanie pod wpływem silnego wzburzenia albo bezradności nie jest najlepszym pomysłem. Jeśli już musimy działać w ten sposób, to przynajmniej postarajmy się stłumić gniew i bezradność tak, aby nie zawadzała naszym poczynaniom. Działając rozsądniej i efektywniej uczymy się poszukiwać lepszych rozwiązań, które każdego dnia pomagają nam w życiu.
Punktem wyjściowym z tego stanu może być na przykład trening asertywności i szczera rozmowa o tym co nam nie „leży”. Ludzie pewnie to zrozumieją, a nawet ucieszą się, że wiedzą na czym stoją. Jeśli jednak ktoś zareaguje inaczej, nie warto się nim przejmować, gdyż najwidoczniej nigdy nie było wam po drodze. Dobrze jest pomagać innym, są jednak takie momenty, gdy tylko myślenie o sobie jest w stanie ocalić ogół i doprowadzić go do progresu.
Ważny temat. Nasz gniew i nieopanowane emocje niestety często odbijają się na naszym otoczeniu. Może to spowodować duży problem w relacjach i utratę zaufania, które ciężko odbudować. Bardzo ciekawy artykuł.
Gdybyśmy wszyscy przejawiali takie dojrzałe zachowania - świat niewątpliwie byłby piękny. Dziękuję za poruszenie tego ważnego tematu :)